Jak trafiłam do Pytania na Śniadanie
Dokładnie na trzy dni przed planowanym nagraniem odezwała się do mnie pani redaktor Pytania na Śniadanie. Otrzymałam wiadomość na Instagramie, w której p. Magdalena zaprosiła mnie na wyznaczony dzień i godzinę oraz napisała, że chodzi o rozmowę nt. haftowania.
Co robić?
Moja pierwsza reakcja: „jak miło, że do mnie napisali, szkoda, że to Warszawa i to za trzy dni, no nic, podziękuję i lecę haftować dalej”. Zadzwoniłam jeszcze do Matiego, który był w pracy, żeby mu o tym opowiedzieć, ot jako ciekawostkę.
Are you a quitter?
Mateusz wysłuchał i powiedział: „o której jedziesz?” a mnie zamurowało. Powtórzyłam więc kiedy i gdzie jest nagranie, że gdzie z naszej puszczy do Warszawy i z powrotem, to będzie ponad 800km w jeden dzień, a poza tym co z Janką (ośmiomiesięczną córką)? Jak to ogarnę?
A Mati zapewne pokiwał głową podnosząc brwi do góry i wypuszczając powietrze przez zaciśnięte usta, powiedział: „Are you a quitter?”.
Zmotywował mnie, żebym pojechała. Needle Twiddle w Pytaniu na Śniadanie. Ok, idźmy w to. I pojechałam.
Reklama?
Kolejny powód, dla którego nie chciałam jechać, to była znikoma szansa na reklamę. Byłam już w Dzień Dobry TVN i nie miało to praktycznie żadnego przełożenia na zamówienia czy nagły wzrost zainteresowania w mediach społecznościowych. Napisałam też do koleżanki, która występowała w PnŚ już trzykrotnie i potwierdziła moje obawy. Wiedziałam, że jeśli już pojadę to na pewno nie dla reklamy. Zatem po co?
800km w aucie, organizacja opieki dla Janki, mało prac do zabrania (na stanie mam dosłownie kilka sztuk, wszystko sprzedane!) i jeszcze pewnie lekki stresik. Koszt podróży w obie strony to ok. 300zł za paliwo i bramki na autostradzie. Jedyne plusy to tak naprawdę przygoda, doświadczenie, satysfakcja, zadowolenie z siebie. No i budowanie wizerunku Needle Twiddle, choć to – umówmy się – kropla w morzu. Ale z drugiej strony czy to mało? Uzgodniliśmy zatem z Matim, że jeśli wydawca pokryje koszty podróży to pojedziemy, a jeśli nie – no sami wiecie. Kalkulacja prosta.
Jak się okazało – nie było żadnego problemu, koszty podróży zostały pokryte.
Jakich pytań się spodziewać?
Pani redaktor podesłała mi przykładowe pytania, na które musiałam odpowiedzieć w ciągu doby. Dotyczyły przede wszystkim haftowania, ale też np. czym jeszcze się zajmuję w życiu, czy mam rodzinę itd. Wszystko to po to, żeby prowadzący mogli uniknąć ewentualnych wpadek, np. „Czy mąż Cię wspiera w biznesie” byłoby kiepskim pytaniem jeśli mąż np. byłby nieboszczykiem. Po dobie otrzymałam kilka przykładowych pytań ze scenariusza, na które już nie musiałam odpowiadać.
Obostrzenia, bezpieczeństwo
Musiałam podać imiona i nazwiska osób, które będą wchodzić do budynku telewizji oraz rejestrację samochodu, żeby ochroniarze wpuścili nas na parking. Ponadto otrzymałam informację, że muszę pomalować się we własnym zakresie (przez covid). Na miejscu pomiar temperatury i bramki z wykrywaczem metali.
Jazda!
W dzień nagrania wstaliśmy już o czwartej. Wbiliśmy się w dresy i wsiedliśmy do zapakowanego już samochodu (córeczka została z babcią). Smooth jazz w głośnikach, wesołe rozmowy i zero stresu. Po wjeździe do Warszawy zaczęłam robić sobie szybki makijaż w samochodzie. Byliśmy na miejscu na 1.5 godziny przed nagraniem. Wbiliśmy na Woronicza w dresikach, na luziku. Po podpisaniu oświadczenia o zdrowiu i braku kontaktu z osobami zarażonymi, dostaliśmy garderobę, w której na spokojnie się przebrałam, kawę, wodę i wniosek do wypełnienia, na podstawie którego wydawca zwróci koszty podróży.
Przemiła pani zaprosiła mnie na fotel w celu zrobienia mi fryzury, a druga babeczka wklepała mi puder, żebym się nie świeciła w kamerze. Pozostało czekać na kanapie na swoją kolej.

Gdy było tak pół godziny do anteny, przyszedł po nas jeszcze jeden miły człowiek i zaprowadził do studia plenerowego, gdzie czekali kolejni sympatyczni ludzie. Naprawdę, jeśli chodzi o załogę – wszyscy byli bardzo pomocni, rozmowni, kulturalni i zabawni. Nie budowali żadnych barier, śmieszkowali, zagadywali. Aż do samego końca – zero stresu!
Studio plenerowe
Jest zupełnie inne niż sobie je wyobrażałam! Wszystko odbywa się na przestrzeni jednego ogrodu – kanapy, stolik ekspercki z hokerami (gdzie ostatecznie siedziałam), foodtrack, kwiatowa ścianka, kuchnia plenerowa. Wszędzie jeżdżą kamery, wszędzie chodzą operatorzy. Nie jakoś nerwowo, czy coś. Jak po ogródku. Niektórzy piją kawkę, niektórzy palą fajki, inni przegryzają jabłka. Brakowało tylko wujka z odpalonym grillem i kraty browarów. Jak dla mnie – rewelacja. Co było dla mnie chyba największym zaskoczeniem – było cicho! W ogromnym głośniku na środku ogrodu rozbrzmiewała muzyka, gdy akcja na żywo toczyła się poza studiem – wtedy można było sobie swobodnie chodzić przed kamerami, a kiedy muzyka milkła, oznaczało to, że rzecz się dzieje właśnie w studiu plenerowym. Otrzymałam mikrofon i ustawiłam się za parą, która miała rozmawiać na chwilę przede mną. Scenarzysta odebrał ode mnie pudełko z haftami i rozstawił je na stoliku, przy którym jeszcze wtedy wesoło gawędzili operatorzy.
Po chwili zaprosili mnie na hoker i czekałam ok. 5 minut, uśmiechając się do Matiego, który stał za kamerami. Nie mogłam się doczekać!
Antena!

Kiedy podeszła do mnie Kasia Cichopek, wstałam, a ona przybiła mi żółwika. Usiadła obok, wertując scenariusz i przygotowując się do wejścia na antenę. Po chwili dołączył do niej Maciek Kurzajewski, który na chwilę przed akcją kończył przeżuwać coś słodkiego. W głośniku rozległo się odliczanie: 10,9,8… i tu pierwszy i na szczęście ostatni raz pojawiło się takie tąpnięcie w sercu, jakby lekki stresik. Pomyślałam: Boże, takie odliczanie jakby mnie mieli zaraz rozstrzelać 😂
Jak przebiegała rozmowa? To już macie tutaj (kliknij na „Needle Twiddle w Pytaniu na Śniadanie”)
Skąd brak stresu?
Być może przez to, że właściwie od dzieciaka miałam okazję występować przed publicznością. Najpierw były to konkursy poetyckie z odczytami do mikrofonu, potem koncerty z chórem, jakieś Ave Maria na ślubie, a finalnie nasz zespół akustyczny z Mateuszem (What’s Inside). Mikrofon, ludzie, publika – to mnie nie paraliżuje. Jestem ja i zadanie do wykonania. A kto na mnie patrzy, czy mnie nawet ocenia – jakoś zupełnie mi to nie w głowie. Na pewno duże znaczenie miała też sama atmosfera – podejrzewam, że gdybym miała do czynienia z nabuzowanym, zdenerwowanym czy opryskliwym towarzystwem – też inaczej bym to wszystko przeżyła.
Wizyta w Pytaniu na Śniadanie była ważnym doświadczeniem. Cieszę się, że skorzystałam z zaproszenia do programu. Umówmy się – takie sytuacje nie zdarzają się często, a to jeszcze bardziej powinno uwrażliwiać nas na chwytanie przysłowiowego byka za rogi kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja.

Doceniam szczere podejście i opis całego doświadczenia związane z wystąpieniem w Pytaniu na Śniadanie. Nawet jeśli nie przyniosło to nagle wzrostu zamówień, na pewno wzbogaciło cię jako osobę i jako artystkę. Jestem pełna podziwu dla odwagi i determinacji. Wyjazd na drugi koniec Polski, na nagranie programu telewizyjnego, kiedy ma się małe dziecko, to na pewno nie jest prosta decyzja. A jednak podjęłaś ją i skorzystałaś z okazji. To naprawdę inspirujące. Twoje hafty są naprawdę przepiękne i mam nadzieję, że dzięki pasji i zaangażowaniu, więcej osób będzie mogło je docenić. Nawet jeśli efekt nie jest natychmiastowy, każda ekspozycja twojej pracy pomaga zbudować świadomość marki Needle Twiddle. To fascynujące zobaczyć, jak wygląda praca telewizji od środka.