Moja pracownia haftu (oraz garść przemyśleń o pracy w domu).
Pierwszą umiejętnością jaką człowiek musi opanować chcąc pracować w domu jest bezwzględna samodyscyplina. Trzeba samemu ukręcić sobie bacik, a potem okładać się nim regularnie, bo inaczej się popłynie (że hej a nawet hej-ho) na bezkresne wody wyobraźni i dumania oraz wyspy zwane “ojej trzeba tu jeszcze trochę posprzątać”. bardzo trudno jest przestawić się z narzuconego grafiku na własny, szczególnie gdy, o zgrozo, jest tworzony na bieżąco.
Dodatkowych trudności przysparza mi jeszcze:
-praca Matiego, bo jeden tydzień chodzi na rano, drugi na popołudnie,
-moje zamiłowanie do pracy nocami, czego mimo wielu prób nie potrafię wyplenić.
Ale kocham te wszystkie trudności, bo jestem szczęśliwa robiąc to, co robię. I tak już musi być 😊
Po wstawieniu zdjęcia na IG dostałam kilka wiadomości z pytaniami jakich narzędzi i sprzętów używam na co dzień oraz co znajduje się jeszcze na moim biurku. Z wielką przyjemnością opowiem Wam nieco o tym wszystkim 🙂
Moja pracownia haftu znajduje się w błękitno – białym pokoju o zacięciu marynarskim (Mateusz jest sternikiem i żeglowanie to jedna z jego większych pasji). Mamy kuleczkowy fotel, a nad nim sporą biblioteczkę, antresolę, na której śpią nasi goście, dwa odrestaurowane przez nas fotele z epoki PRL, regulowany stolik do pracy przy laptopie oraz stoliczek kawowy, który jest również schowkiem na poduszki. Rolę firanki pełni sieć rybacka
-
Lampa
Lampa, bez której teraz już nie wyobrażam sobie pracy to lampka biurkowa z lupą powiększającą marki Kemot. Lupy używam sporadycznie i zazwyczaj nie do haftowania, a raczej ewentualnego prucia małych elementów (oczy strasznie mi się przy niej męczą). Ledowe światło jest jednak nie do zastąpienia i gdziekolwiek jadę na dłużej, zabieram ze sobą Kemota. Szczerze polecam nie tylko do robótek ręcznych, ale też do czytania, malowania paznokci, innych zabiegów kosmetycznych, a nawet doświetlania pomieszczenia przy robieniu zdjęć. Niejednokrotnie już ratowała mi fotki!
-
Nici
Może dla niektórych będzie to zadziwiające, ale korzystam z wszelkiego rodzaju muliny. Mam zapasy jeszcze z czasów mojej babci i mamy, kupioną na własną rękę Ariadnę w kosmicznych ilościach (zawsze jak mijam pasmanterię nie mogę się oprzeć!) oraz pro-ultra mulinę DMC, która niewiele różni się od Ariadny. Niektórzy twierdzą, że jest nieco bardziej śliska, że ma ładniejsze kolory. Zgoda, może i tak, ale dla mnie idealnym kompromisem jest bazowanie na Ariadnie (jest super i do tego tańsza) i uzupełnianie ewentualnych braków kolorystycznych mulinami DMC. Kolory najczęśniej przeze mnie używane nawinęłam na bobiny i umieściłam w pudełku na muliny marki DMC (Ariadna nie wypuściła swojego, przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo). Dobrym zastępnikiem jednak (i tańszym!) jest kupno… pudełka na przynęty w sklepie wędkarskim. Moja pracownia haftu bez pudła na muliny wyglądałaby jak jedno wielkie pobojowisko – warto kupić!
-
Nożyczki
Mam kilka rodzajów nożyczek, jedne do cięcia papieru, inne do cięcia materiałów. Najważniejsze są jednak dla mnie nożyczki bociany – znalezione cudem w jednej poznańskiej pasmanterii kilka lat temu (teraz już są swobodnie dostępne od ręki w prawie każdej stacjonarnej i internetowej pasmanterii). Bociany idealnie tną mulinę, wspaniale dopasowują się do ręki oraz mają bardzo zaostrzone końcówki, które służą mi również jako prujka.
Update: zajechałam nożyczki – bociany. Po prostu przestały ciąć i za nic w świecie nie dało się ich naostrzyć. Kupiłam nowe – takie:
z tego miejsca chciałabym polecić Wam doskonałą pasmanterię internetową, z której mam te (równie dobre) nożyczki: Mereshka Shop
-
Igielnik
Znaleziony w second-handzie z ręcznie wyszytymi kwiatami. Nigdzie się już bez niego nie ruszam. W te wakacje pojechałam do Kamińska z zapasem jedynie dwóch igieł, które spadły mi na tarasie i wpadły między deski. Dramat.
-
Pudła pod biurkiem
Mam cały zapas pudeł i żadne nie jest puste. W jednym znajdują się moje gotowe prace, w drugim tkaniny, w trzecim ogromne zapasy muliny, tamborki, kalki i szkice. Kolejne pudło chowa wspaniałe skarby lasu, a w jeszcze innym znajduje się moja kolekcja znalezionych piór.
-
Samo biurko
To prawdziwe spełnienie marzeń. Stare biurko kreślarskie najpierw sama przemalowałam na biało, a potem Mati nałożył na nie pomalowaną płytę pilśniową z budowy mojej siostry. Wyciął półokrąg, żebym mogła wsuwać się do środka, a po bokach opierać łokcie. W ten sposób kręgosłup się nie męczy, a pozycja jest zawsze wyprostowana (piórko ze zdjęcia można kupić tu, anemony tu, a chabry tutaj).
-
Mały kosz na śmieci
Odkrycie ostatniego miesiąca. W “Chińczyku” kupiłam maleńki biurkowy kosz na śmieci na wszystkie ścinki muliny, skrawki materiałów, małe papierki. Nic nie wala się już po całej rozpiętości blatu, a ja nie muszę się schylać co pięć minut do większego kosza.
-
Akcesoria jubilerskie
Szczypce jubilerskie – tnące i bociany, ostro zakończona pęseta a także cały zapas ogniwek, karabinczyków i cała masa innych drobiazgów – zamykana szczelnie zawsze po użyciu (już raz mi kot wszystko wysypał na podłogę). Oprócz tego mała szafeczka na wszystkie bazy medalionów, bransoletek, kolczyków, pierścionków, broszek i itd.
-
Notes
Zakupiony w sklepie z owadem w logo, z różową piankową okładką, gumką, tasiemką do zaznaczania stron i obszerną kopertą na okładce na pozostałe notatki. Notes jest cały gładki, bez żadnych bajerów typu naklejki, plastikowe szablony i inne duperele cieszące oko ale nie środkowisko. W notesie prowadzę m.in. zapiski związane z zamówieniami i ich realizacją, tworzę listy potrzebnych przedmiotów na dany wyjazd, prowadzę notatki z kursów, w których uczestniczę, sama rysuję też kalendarz na początku każdego miesiąca i opatruję go legendą (każda aktywność ma inny kolor, np. spotkania, wizyty u lekarzy, sprawy związane z Needle Twiddle, co zrobić, żeby moja pracownia haftu wyglądała lepiej itd). Notes wykorzystuję również do szkicowania nowych wzorów biżuterii i dekoracji.
Nie zajmuję się natomiast piękną kaligrafią każdej listy zakupów, bo zwyczajnie szkoda mi na to czasu i energii.
W pracy oczywiście towarzyszy mi: kotka Figa, wspaniałe malowane drewienko od Forest Design, obrazki od Liska z Lasu oraz koszyk wykonany na szydełku od Crochet Love, idealnie nadający się wszystkie nici, które są za krótkie by je nawinąć na bobinkę, ale szkoda je wyrzucić.
Tak mniej więcej wygląda moja pracownia haftu i to co się w niej znajduje. No to się rozpisałam 🙂
Macie jakieś pytania? Piszcie śmiało!
Uwaga! To nie jest post sponsorowany- wszystkie polecane przeze mnie rzeczy są rekomendowane szczerze, porównane do innych produktów i sprawdzone od lat.
Pięknie tam u ciebie. Też bym chciała takie miejsce dla siebie niestety nie mam jak go wygospodarować więc co dzień rozkładam się na stole w salonie 😔
A czy ma Pani taki trzymak na tamborki? 🙂 stojak? Nie wiem, jak to się nazywa. A kącik super!
Super zazdroszczę takiej pracowni. Proszę napisać gdzie kupuje Pani tamborki? Otaz te bazy do naszyjników?
Super ja tez uwielbiam haftowac ale nie tylko mulna tez nićmi mam pokój który ciągle sprzątania brakuje cały zawalony pudlami 2 krosnami kilka tamborkow i ostatnio siedze tylko w obrazach